Te usta mogę całować wieczność. Miękkie, namiętne i...
MOKRE?!
Gwałtownie otworzyłam oczy i wyskoczyłam z łóżka. Spojrzałam najpierw na swój tułów a następnie dotknęłam blond włosów, które teraz są...mokre?! Zwróciłam swój wzrok przed siebie i co zobaczyłam? Harr'ego Styles'a z wiadrem w ręku i niewinnym uśmieszkiem na twarzy.
-STYLES!-warknęłam i zrobiłam krok w jego kierunku, zaciskając dłonie w pięść na co zareagował krokiem w tył.
-Tak mam na nazwisko, kotku.-powiedział słodziusieńkim głosikiem i wysłał całusa w powietrzu.
Nie daj się sprowokować! Nie daj się sprowokować! Jeden, dwa...Czemu to kurwa nie działa?! Nie daj mu się wyprowadzić z równowagi!
Po chwili mocnego zaciskania powiek i liczenia stada baranów troszeczkę się uspokoiłam.
-Harry, złotko. Co cię sprowadza w moje skromne progi?-zapytałam milusio i uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam. Nie źle zdziwiło go moje zachowanie. Wystarczyło spojrzeć na jego twarz. Szeroki uśmiech został zastąpiony poziomą kreską a rozchichrane oczy zastąpił szok.
-Emmmm, chciałem cię obudzić?-powiedział a raczej zapytał, wymawiając bardzo powoli każde słowo.
-Ty pytasz czy twierdzisz?
-Twierdzę.- powiedział już pewny siebie i pokiwał stanowczo głową.
-Fajnie. Teraz już możesz iść. -ręką wskazałam na drzwi.
-Co? Nieee...nie przeszkadzaj sobie!
-Wy-pad.
-Ale...-nie dokończył bo wypchałam go za drzwi. Swoją drogą, ciężki jest.
Po 20 minutach [ubrana w to] zeszłam do chłopaków. Na stole czekały...NALEŚNIKI! Mniam! Szybko popędziłam do stołu i się na nie rzuciłam.
-Kto robił śniadanie?-krzyknęłam.
-A co?-odkrzyknął chyba Lou z salonu gdzie musiała przebywać reszta.
-Bo dobre!
-Ja!-oj ten głos znam już świetnie. Znam i wiem że należy do "mojego chłopaka". Jezu jak to okropnie brzmi!
-...FUJ! OKROPNE!-zaczęłam krzyczeć i wstałam od stołu. A oni? Po prostu zaczęli się śmiać.-Z czego rżycie?-zapytałam oburzona i weszłam do salonu gdzie siedzieli rozwalenie na kanapie.
-Tak wiem skarbie. Twój chłopak jest świetnym kucharzem.-wstał z kanapy lokers i podszedł do mnie poruszając zabawnie brwiami.
-Po pierwsze: Nie nazywaj mnie skarbie. Po drugie: Nie chłopak.
-Wiesz zaraz mamy iść na spacer, taki romantyczny więc mogę nazywać cię swoją dziewczyną.-wyszeptał mi w usta i objął ręką, którą od razu zrzuciłam.
-Co ty do mnie mówisz?
-Nooo, trzeba w końcu pokazać was mediom.-wtrącił Zayn i pocałował w policzek jakąś ładną blondynkę, którą dopiero teraz zauważyłam. Ninja.
-Jestem Perrie!-krzyknęła dziewczyna radośnie i energicznie mi pomachała.
-Hej.-posłałam jej uśmiech.-A wracając do Ciebie-zwróciłam się do Harr'ego- kiedy możemy iść?
-Czekaj, czekaj. Trzeba cię przebrać!-powiedziała Perrie i podeszła do mnie.
-Czemu?
-Bo jako dziewczyna jednego z One Direction musisz wyglądać bardziej...dziewczęco?
-Dziewczęco?-powtórzyłam po niej i zrobiłam jakąś głupkowatą minę. Chyba głupkowatą, bo dziewczyna wybuchła wdzięcznym śmiechem.
-Oczywiście. Chodź, coś ci znajdziemy.
Blondynka pociągnęła mnie za rękę i pokierowała nami w stronę jakiegoś pokoju.
-W pokoju Zayn'a mam połowę swojej szafy więc coś ci pożyczę.-zaśmiała się cicho i popchała wielkie drzwi. Muszę przyznać że Zayn ma niezły gust. Pokój w stylu retro zawsze spoko. Dziewczyna podeszła do szafy i zaczęła w niej intensywnie czegoś szukać. Przez cały czas jej się przyglądałam i czasem lekko śmiałam kiedy blondynka cicho klnęła pod nosem z niewiadomych mi powodów. Po jakiś 10 minutach oczekiwania, rzuciła we mnie stertą ubrań. Zerknęłam na nie i od razu się skrzywiłam widząc skrawek sukienki.
-Oj nie krzyw się tak i przebieraj. Tam obok jest łazienka.- ręką wskazała na dębowe drzwi.- myślę że będą pasować, bo chyba jesteśmy podobnych rozmiarów.-na zakończenie popchała mnie w kierunku łazienki.
Kiedy byłam już w pomieszczeniu przebrałam się w rzeczy które dała mi dziewczyna mulata i wyszła z toalety.
Kiedy dziewczyna mnie zobaczyła, otworzyła szerzej oczy. Aż tak źle wyglądam?
-No no no, dziewczyno! Ale z ciebie laska!-klasnęła w dłonie.
-Chyba śnisz.-prychnęłam.-chodźmy, bo chcę mieć to już za sobą.
Czy może być coś bardziej irytującego niż dźwięk wielki obcasów na schodach? A świadomość że to my jesteśmy tego źródłem, jeszcze bardziej dobija. W końcu udało mi się dotrzeć do salonu gdzie siedziała cała piątka i grała w fife.
-Ej no! Gracie w fife beze mnie?-jęknęłam i podreptałam do kanapy.
Niall wcisnął pauzę i jak na komendę odwrócili się w moją stronę. Nagle dolna warga u chłopaków powędrowała na dół a oczy niebezpiecznie się rozszerzyły.
-Co?-spytałam.
-Ty...wyglądasz świetnie!-krzyknął Lou i wstał z kanapy. Zaczął obchodzić mnie w koło i oglądać każdy centymetr mojego ciała. Szczerze, wyglądał jak jakiś pies. Hahahah wyobraźcie to sobie! Kundel Tomlinson. -Spadaj kundlu.-rzuciłam w jego kierunku.
-Kundlu?-stanął jak w ryty.
-Emmm, to znaczy Lou.-uśmiechnęłam się i zrobiłam krok w tył- idziemy?- zwróciłam się do tego kretyna.
-Ja..jasne.-zająkał się i odruchowo poprawił włosy.-w końcu wyglądasz na moim poziomie.-uśmiechnął się złośliwie.
-Co?-udałam zdziwienie.-Ale przecież ja nie wyglądam jak jakiś frajer! Nieeee, z pewnością nie wyglądam na twoim poziomie.
-Nie przeginaj.-warknął i pociągnął w kierunku drzwi a ja uśmiechnęłam się w duchu. Znów wygrałam.
***
Eeee, cześć! Tak trochę nie wiem jak się przywitać bo mi nie zręcznie po takiej przerwie...
Mam nadzieje że mi wybaczycie. Powód? Opowiem na moim drugim blogu. Nie, nie zawiesiłam go. Rozdział dodam jutro, razem z wyjaśnieniami :) W skrócie powiem tylko, że każda directioner musi się zmagać z wieloma hejtami ale niestety nie każda sobie z tym radzi :[
Nawet nie miałam wam jak podziękować za te 1500 wejść, więc pozwólcie że zrobię to teraz. Dziękuje!
Teraz już powracam i będę znów dodawać w miarę regularnie rozdziały na blogach :) Pozdrawiam xxx
niedziela, 21 października 2012
środa, 10 października 2012
Rozdział czwarty czyli "Sądzę, że Paul uważa inaczej..."
-No no no!-ktoś zaczął klaskać w dłonie a ktoś inny gwizdał.
Nie wiem kto, szczerze jakoś mnie to nie odchodziło. Teraz liczył się tylko ten pocałunek. I te usta. Usta które taaaaak wspaniale całują.
-Dobra, możecie już przestać! Wierzymy już...-wszedł między nas nie kto inny jak Paul i nas rozdzielił.
God why?
-Gadałem z twoimi rodzicami i nie mają nic przeciwko żebyś się wprowadziła do tych ciołków.
-Moi rodzice nie mieli by nic przeciwko nawet jak by mnie porwano...-mruknęłam cicho ale i tak mnie usłyszeli. Niestety.
-Jak to?-zapytał Niall i objął mnie ramieniem.
-Normalnie.
Wyszłam w końcu z tego cholernego balkonu i ległam na kanapę. Za mną oczywiście poczłapała reszta.
-Jasne, czuj się jak u siebie!-krzyknął sarkastycznie Hazza na co uśmiechnęłam się złośliwie. Czyli żegnamy czułego pana Styles'a.
-Twoja mama już cię spakowała więc nie musisz już wracać do domu.-powiedział menadżer i usiadł obok mnie. Ręką wskazał na dwie walizki w koncie.
-Co? To ona w ogóle w domu była?-zdziwiłam się.
-Noo tak.
-Aha. Czyli ja się wyprowadzam a oni imprezę z tego wydarzenia pewnie robią.-powiedziałam wkurzona i podeszłam do walizek.-Gdzie mam pokój?
-Piętro wyżej. Trzecie drzwi na lewo.-wybełkotał z pełną gębą blondyn.
Nadal wściekła chwyciłam bagaż i poczłapałam na górę po schodach. To znaczy takie miałam zamiary ale jak po paru schodkach o mało się nie wywaliłam, to krzyknęłam na cały regulator.
-STYLES, CIOLE! MOŻE BYŚ MI POMÓGŁ?!
-Czemu ja?
-Bo jesteś moim chłopakiem!
-Wcale nie!-odkrzyknął oburzony a ja się cicho zaśmiałam.
-Sądzę że Paul uważa inaczej...
-Paul!-jęknął wkurzony a ja ponownie się zaśmiałam.
-Harry!-odpowiedział mu mężczyzna tym samym a ja już turlałam się po tych schodach ze śmiechu.
Po chwili słychać było głośne tupanie a przed moimi oczami ukazała się postać Hazzy.
-Z czego się chichrasz?!-syknął w moim kierunku a ja momentalnie spoważniałam.
-Z Ciebie.
-Spadaj.
-Jestem twoją dziewczyną, nie mogę spadać.-uśmiechnęłam się szyderczo.
Oj, chyba znalazłam sobie nowe hobby. A mianowicie wkurzanie Loczka. Niech się przygotuje że ten tydzień będzie najgorszym tygodniem w jego życiu. Nie chciał po dobroci, jest wredny to ja pokarze że też potrafię pokazać pazurki.
Kiedy w końcu znalazłam się w moim nowym pokoju a pan Styles już zrobił swoje jak że efektowne wyjście [czyt. nie obyło się bez trzaskania drzwiami], rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę.
Dobra, to od początku. Nigdy moich rodziców nie było w domu. Nigdy. Mama mnie urodziła i wynajęła niańkę żeby się mną opiekowała. Oni albo mieszkali w hotelu albo jak jakieś cholerne ninja się po domu przemieszczali żeby tylko mnie nie spotkać. Ale co ja im zrobiłam? To nie moja wina że się urodziłam. Ja się na świat nie prosiłam a oni tak po prostu mnie unikają. Owszem jak już coś trzeba zarządzić albo sprawa jest aż tak ważna że trzeba zrobić najgorsze co może być czyli ze mną porozmawiać, to przychodzą i mówią jedno zdanie typu "Wyprowadzamy się, resztę masz napisane na kartce" i koniec. No ale cóż, nie to nie, ja sama sobie poradzić umiem.
Teraz ta gra. Tydzień wkurzania Hazzy. Tydzień z tymi debilami. Tydzień mdłości, bo pocałunki z Loczkiem. Dobra, to ostatnie nie było takie złe, ale nie dam mu tej satysfakcji. No ale tydzień. A potem co mam robić? Mam wrócić do tego domu? Ok, tym to się będę przejmować za tydzień.
Lekko podniosłam się na jednym łokciu i rozejrzałam się po pokoju. Teraz dopiero zauważyłam jego wystrój. ... Wow ... Ściany były czerwone a sufit kremowy. Na wyłożonej panelami podłodze był puchaty dywan. Z 50 calowa plazma na przeciwko łóżka, które jest wodne. Ahaaa, to dlatego tak tu miękko...Dobra, dalej. W rogu pokoju stałą wieeelka kanapa a na ścianach wisiały obrazy z pięknymi pejzażami. To oczywiście tak w skrócie bo dużo więcej tu tego.
Niepewnie podniosłam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Pokierowałam się w kierunku salonu skąd dochodziły strasznie głośne krzyki. Kiedy byłam już na dole,oparłam się o framugę drzwi i zaczęłam się przyglądać tym debilom. Jak bym widziała piątkę dzieciaków. Śmiali się, rzucali w siebie czym popadnie i jeszcze raz śmiali. Nagle Zayn spadł z kanapy i zaczął się chichrać jak parąbany. Ooookkeeeej... Przewrócił się na drugi bok i mnie zauważył. Od razu przestał się śmiać i wstał. Poprawił bejsbolówkę i zaczął iść w moim kierunku. W końcu stanął parę centymetrów przede mną, chwycił moją dłoń i spojrzał w oczy.
-Czemu taka piękna dziewczyna jest z takim kretynem?-szepnął uwodzicielskim głosem a wszyscy wybuchli śmiechem. Wszyscy oprócz Hazzy, mnie i przepełnionego poważnością Malika.
-Malik, coś ty ćpał?-zapytałam się go a ten już nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
-Nie wiem.-wybełkotał i usiadł na kanapie.
-Grasz z nami?-krzyknął Niall.
-A w co?
-Fifa!-krzyknęli znów równocześnie a ja znów parsknęłam śmiechem. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
-Z drogi!-krzyknęłam i wgramoliłam się pomiędzy nich.
Nie wiem kto, szczerze jakoś mnie to nie odchodziło. Teraz liczył się tylko ten pocałunek. I te usta. Usta które taaaaak wspaniale całują.
-Dobra, możecie już przestać! Wierzymy już...-wszedł między nas nie kto inny jak Paul i nas rozdzielił.
God why?
-Gadałem z twoimi rodzicami i nie mają nic przeciwko żebyś się wprowadziła do tych ciołków.
-Moi rodzice nie mieli by nic przeciwko nawet jak by mnie porwano...-mruknęłam cicho ale i tak mnie usłyszeli. Niestety.
-Jak to?-zapytał Niall i objął mnie ramieniem.
-Normalnie.
Wyszłam w końcu z tego cholernego balkonu i ległam na kanapę. Za mną oczywiście poczłapała reszta.
-Jasne, czuj się jak u siebie!-krzyknął sarkastycznie Hazza na co uśmiechnęłam się złośliwie. Czyli żegnamy czułego pana Styles'a.
-Twoja mama już cię spakowała więc nie musisz już wracać do domu.-powiedział menadżer i usiadł obok mnie. Ręką wskazał na dwie walizki w koncie.
-Co? To ona w ogóle w domu była?-zdziwiłam się.
-Noo tak.
-Aha. Czyli ja się wyprowadzam a oni imprezę z tego wydarzenia pewnie robią.-powiedziałam wkurzona i podeszłam do walizek.-Gdzie mam pokój?
-Piętro wyżej. Trzecie drzwi na lewo.-wybełkotał z pełną gębą blondyn.
Nadal wściekła chwyciłam bagaż i poczłapałam na górę po schodach. To znaczy takie miałam zamiary ale jak po paru schodkach o mało się nie wywaliłam, to krzyknęłam na cały regulator.
-STYLES, CIOLE! MOŻE BYŚ MI POMÓGŁ?!
-Czemu ja?
-Bo jesteś moim chłopakiem!
-Wcale nie!-odkrzyknął oburzony a ja się cicho zaśmiałam.
-Sądzę że Paul uważa inaczej...
-Paul!-jęknął wkurzony a ja ponownie się zaśmiałam.
-Harry!-odpowiedział mu mężczyzna tym samym a ja już turlałam się po tych schodach ze śmiechu.
Po chwili słychać było głośne tupanie a przed moimi oczami ukazała się postać Hazzy.
-Z czego się chichrasz?!-syknął w moim kierunku a ja momentalnie spoważniałam.
-Z Ciebie.
-Spadaj.
-Jestem twoją dziewczyną, nie mogę spadać.-uśmiechnęłam się szyderczo.
Oj, chyba znalazłam sobie nowe hobby. A mianowicie wkurzanie Loczka. Niech się przygotuje że ten tydzień będzie najgorszym tygodniem w jego życiu. Nie chciał po dobroci, jest wredny to ja pokarze że też potrafię pokazać pazurki.
Kiedy w końcu znalazłam się w moim nowym pokoju a pan Styles już zrobił swoje jak że efektowne wyjście [czyt. nie obyło się bez trzaskania drzwiami], rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę.
Dobra, to od początku. Nigdy moich rodziców nie było w domu. Nigdy. Mama mnie urodziła i wynajęła niańkę żeby się mną opiekowała. Oni albo mieszkali w hotelu albo jak jakieś cholerne ninja się po domu przemieszczali żeby tylko mnie nie spotkać. Ale co ja im zrobiłam? To nie moja wina że się urodziłam. Ja się na świat nie prosiłam a oni tak po prostu mnie unikają. Owszem jak już coś trzeba zarządzić albo sprawa jest aż tak ważna że trzeba zrobić najgorsze co może być czyli ze mną porozmawiać, to przychodzą i mówią jedno zdanie typu "Wyprowadzamy się, resztę masz napisane na kartce" i koniec. No ale cóż, nie to nie, ja sama sobie poradzić umiem.
Teraz ta gra. Tydzień wkurzania Hazzy. Tydzień z tymi debilami. Tydzień mdłości, bo pocałunki z Loczkiem. Dobra, to ostatnie nie było takie złe, ale nie dam mu tej satysfakcji. No ale tydzień. A potem co mam robić? Mam wrócić do tego domu? Ok, tym to się będę przejmować za tydzień.
Lekko podniosłam się na jednym łokciu i rozejrzałam się po pokoju. Teraz dopiero zauważyłam jego wystrój. ... Wow ... Ściany były czerwone a sufit kremowy. Na wyłożonej panelami podłodze był puchaty dywan. Z 50 calowa plazma na przeciwko łóżka, które jest wodne. Ahaaa, to dlatego tak tu miękko...Dobra, dalej. W rogu pokoju stałą wieeelka kanapa a na ścianach wisiały obrazy z pięknymi pejzażami. To oczywiście tak w skrócie bo dużo więcej tu tego.
Niepewnie podniosłam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Pokierowałam się w kierunku salonu skąd dochodziły strasznie głośne krzyki. Kiedy byłam już na dole,oparłam się o framugę drzwi i zaczęłam się przyglądać tym debilom. Jak bym widziała piątkę dzieciaków. Śmiali się, rzucali w siebie czym popadnie i jeszcze raz śmiali. Nagle Zayn spadł z kanapy i zaczął się chichrać jak parąbany. Ooookkeeeej... Przewrócił się na drugi bok i mnie zauważył. Od razu przestał się śmiać i wstał. Poprawił bejsbolówkę i zaczął iść w moim kierunku. W końcu stanął parę centymetrów przede mną, chwycił moją dłoń i spojrzał w oczy.
-Czemu taka piękna dziewczyna jest z takim kretynem?-szepnął uwodzicielskim głosem a wszyscy wybuchli śmiechem. Wszyscy oprócz Hazzy, mnie i przepełnionego poważnością Malika.
-Malik, coś ty ćpał?-zapytałam się go a ten już nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
-Nie wiem.-wybełkotał i usiadł na kanapie.
-Grasz z nami?-krzyknął Niall.
-A w co?
-Fifa!-krzyknęli znów równocześnie a ja znów parsknęłam śmiechem. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
-Z drogi!-krzyknęłam i wgramoliłam się pomiędzy nich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)