sobota, 5 stycznia 2013

PRZEPRASZAM!


Przepraszam ale muszę to powiedzieć.
BLOG ZOSTAJE OFICJALNIE ZAWIESZONY.
Może kiedyś jeszcze tu wrócę...nie wiem.
WSZYSTKICH CHĘTNYCH ZAPRASZAM NA MOJE NOWE OPOWIADANIE! TERAZ TO TAM BĘDZIECIE MOGLI ZNALEŹĆ MOJĄ TWÓRCZOŚĆ ;D
http://walk-away-and-stay.blogspot.com/

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział piąty część 2 czyli "Mama?!"

Jest 3 nad ranem a ja nie śpię. Dlaczego? Bo ktoś chrapie jak traktor. A na dodatek jest mi zimno, bo ktoś zabrał mi prawie całą kołdrę i łaskoczę mnie swoimi nie wyżytymi kudłami! Tak, dokładnie. Jestem w jednym łóżku z Harrym Stylesem. W jego łóżku, w jego pokoju, koło niego. A jak się tu znalazłam? To może od początku...
*
Wyszliśmy z domu za rękę i od razu rzuciło się na nas stado dziennikarzy. Musiałam się słodko uśmiechać i udawać że jestem prze szczęśliwa. Szczerze, nawet nie przeszkadzało mi to że Harry trzyma mnie za rękę. A nawet muszę przyznać że mi się to podobało. Szkoda tylko że to wszystko udawanie...
-Uśmiechaj się!-rozkazał mi Loczek, szepcąc mi do ucha i szeroko się uśmiechając do zdjęć.
Przecież się uśmiecham...przynajmniej uśmiechałam. Sama nie wiem kiedy uśmiech mi zszedł z twarzy.
Podniosłam oba kąciki ust do góry i zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie Stylesa z jakąś dziennikarką.
-A kto to jest?-zapytała dokładnie lustrując mnie jej przenikliwym wzrokiem. Starała się uśmiechać ale minę miała jak by chciała mnie zabić.
-To jest moja nowa dziewczyna, Andżelika.-przedstawił mnie chłopak i uśmiechnął się.
-Dziewczyna? A co na to fanki?
-Mam nadzieję, że ją zaakceptują.-odpowiedział Harry i mocniej ścisnął moją rękę.
Dziennikarka przez chwilę mierzyła nas wzrokiem aż nagle się wyprostowała jak struna i złośliwie uśmiechnęła.
-Nie wierzę.
-Jak nie? Patrz!-chłopak podniósł do góry nasze splecione dłonie.
-Za mało.-nie dawała za wygraną.-Pocałujcie się.
W odpowiedzi Loczek przyciągnął mnie do siebie i zachłannie pocałował. Jezu, jakie to super uczucie! Czekaj, czekaj. Jakie super?! Andżeliko, to twój wróg! Yyych! Nevermind.
Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na dziennikarkę, która nie była już tak szczęśliwa. Bez słowa ją wyminęliśmy i poszliśmy w swoim kierunku. Chodziliśmy jeszcze po parku i wróciliśmy do domu. Najśmieszniejsze jest to, że przez całą drogę ani razu się do siebie nie odezwaliśmy. Czasem podejrzliwie na siebie zerkaliśmy, szybko odwracając wzrok.
W domu powitały nas dogryzki chłopaków jak to my słodko razem wyglądamy. Małpy. I niby normalny wieczór został przerwany przez pewien dzwonek do drzwi. Niczego nie świadoma ja poszłam otworzyć. I co widzę? Dwie kobiety, które rzucają się na mnie krzycząc "Mów mi mamo!" i "Mów mi siostro!".
-Eeee Harry?-jęknęłam.
-Czego chcesz?-warknął.
-Synku, jak ty się zwracasz do swojej dziewczyny?-zbulwersowała się kobieta i zdecydowanym krokiem poszła do salonu. Szybko pobiegłam za nią i następny niespotykany widok. Styles z miną jakby zobaczył ducha.
-Mama?!-pisnął.
-A kto duch święty? Jak tylko zobaczyłam ten wywiad to razem z siostrą wsiadłyśmy w najszybszy pociąg do Londynu i oto jesteśmy. Znając ciebie to byś ją przedstawił za jakieś parę miesięcy, więc wolałam sama cię odwiedzić. Tak w ogóle to jestem Anne.-ostatnie słowa skierowała do mnie u jeszcze raz mocno mnie uścisnęła.- Wierzę, że będziesz idealną dziewczyną dla mojego małego synka.
-Dziękuje proszę pani.-powiedziałam nieśmiało.
-Już ci mówiłam, że masz mi mówić mamo.-odparła surowo.
-Tak więc mamo, czy mogę Harrego na chwilę?- i nie czekając na odpowiedź, pociągnęłam chłopaka do kuchni.
-Co to ma być?- zaczęłam z wyrzutem.
-Oj, nie możesz poudawać?-spytał z nadzieją.
-Nie! Czemu jej nie powiesz prawdy, tylko musimy odstawiać tą szopkę? Mów mi mamo?
-Nie powiem, bo zacznie mi prawić kazanie. A po za tym, właśnie spełniasz swoje marzenie.
-Po pierwsze i dobrze ci tak. Po drugie, jakie marzenie?
-Jak to jakie? Anne każe ci mówić ci do siebie mamo, więc możesz poczuć się chociaż przez chwilę jak byś była moją przyszłą żoną. CO SIĘ NIGDY NIE STANIE!-ostatnie słowa wykrzyknął za co dostał w głowę ode mnie.
-A co to? Pierwsza małżeńska kłótnia?-usłyszeliśmy głos z salonu.
-Nawet bym nie chciała.-syknęłam w jego kierunku i weszłam do salonu.
Po chwili dołączył do mnie Harry i udawaliśmy kochającą się parę. Chłopaki czasami już nie wyrabiali ze śmiechu pod czas naszej przesłodzonej miłości a Annie i Gemma wydawały się zachwycone takową sytuacją . Szkoda, że Loczek będzie musiał je rozczarować.
I nadszedł ostatni wątek mojej retrospekcji. A mianowicie, kto gdzie śpi? Że ja zajęłam jedyny pokój gościnny a że anne uznałam że nam ufa i nic nie zmajstrujemy (Jak ona w ogóle mogła pomyśleć, że my...razem...ych!), to one zajmą mój pokój a ja...no cóż...
*
I tak właśnie się tu znalazłam. Smutne, prawda? A jeszcze smutniejszy jest fakt, że dochodzi 4 nad ranem a ja zamiast spać- rozmyślam a ten kretyn, który jest wszystkiemu winny chrapie w najlepsze. Jutro, przepraszam dzisiaj, lepiej żeby mnie nikt nie wkurzał, bo będę gryźć.


***
Zanim powiem moje klasyczne, niewinne cześć, to chcę podziękować Klaudii, mojej BFF, która wstawiła poprzedni rozdział. Ja jej tylko powiedziałam co ma się zdarzyć a ona napisała i wstawiła :]
Cześć wszystkim. Tak, dokładnie. Ostatni rozdział nie był mój. Ale teraz to już w 100% procentach moje wypociny :D Tak więc moją nieobecność czas wyjaśnić.
Jestem directioner, nie wstydzę się tego, ba jestem z tego powodu dumna. Niestety w mojej szkole jest pełno ich hejterów. Na pewnej przerwie, pod salą gimnastyczną po lekcjach darli ich zdjęcia, wyzywali aż w końcu jeden chłopak krzyknął "Co za c*** ich słuchają?!". Ja jak już nie którzy zauważyli, jestem zdeterminowana i raczej nie przejmuję się opinią innych. Tak więc podeszłam tam do nich i krzyknęłam że ja ich słucham, że jestem directioner. No i się zaczęło. Zaczęli mnie wyzywać, śmiać się a ja wyszczekana z niewyparzoną gębą im odpyskowywałam. No i już myślałam że z nimi wygrałam ale oni się posunęli dalej. Przez następne parę dni wysyłali mi pogróżki (Nie wiem skąd mają mój numer), przyciskali do ściany na korytarzu i tam mnie wyzywali, śmiali. A co ja miałam zrobić? Ja jedna? Klaudia akurat była na 2 tygodniowej przerwie, bo zachorowałam a mi bez wsparcia pozostało tylko płakać po kontach. Tak, ja twarda, nie zniszczalna dziewczyna, nie przejmująca się opinią innych po prostu się załamałam. Aż w końcu Klaudia wyzdrowiała i mi pomogła. Jak regułkę mi wpajała słowa typu "Jesteś niezniszczalna" albo "Masz w dupie zdanie innych". I po po równym miesiącu załamania w końcu wracam do żywych. Zmieniłam numer, nastawienie i jeśli wcześniej myślałam że jestem twarda, to teraz jestem ze stali :D I mam na tych kolesi, że tak powiem wyjebane ^^
Mam nadzieję że mnie zrozumiecie i ktoś nadal tu jest :P
A często dostaje pytania czy zawiesiłam tamtego bloga, więc ogłaszam wszem i wobec że nie zawiesiłam. :] Chciałam żeby Klaudia napisała też tam rozdział ale powiedziałam że to moje dziecko i ma być w 100% moje więc nie, co może i dobrze :] Tak więc zabieram się do pisania rozdziału na drugim blogu ;]
Pozdrowionka tym razem już od Andżeliki :D xxx




niedziela, 21 października 2012

Rozdział piąty, część 1-czyli "Tak mam na nazwisko, kotku."

Te usta mogę całować wieczność. Miękkie, namiętne i...
MOKRE?!
Gwałtownie otworzyłam oczy i wyskoczyłam z łóżka. Spojrzałam najpierw na swój tułów a następnie dotknęłam blond włosów, które teraz są...mokre?! Zwróciłam swój wzrok przed siebie i co zobaczyłam? Harr'ego Styles'a z wiadrem w ręku i niewinnym uśmieszkiem na twarzy.
-STYLES!-warknęłam i zrobiłam krok w jego kierunku, zaciskając dłonie w pięść na co zareagował krokiem w tył.
-Tak mam na nazwisko, kotku.-powiedział słodziusieńkim głosikiem i wysłał całusa w powietrzu.
Nie daj się sprowokować! Nie daj się sprowokować! Jeden, dwa...Czemu to kurwa nie działa?! Nie daj mu się wyprowadzić z równowagi!
Po chwili mocnego zaciskania powiek i liczenia stada baranów troszeczkę się uspokoiłam.
-Harry, złotko. Co cię sprowadza w moje skromne progi?-zapytałam milusio i uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam. Nie źle zdziwiło go moje zachowanie. Wystarczyło spojrzeć na jego twarz. Szeroki uśmiech został zastąpiony poziomą kreską a rozchichrane oczy zastąpił szok.
-Emmmm, chciałem cię obudzić?-powiedział a raczej zapytał, wymawiając bardzo powoli każde słowo.
-Ty pytasz czy twierdzisz?
-Twierdzę.- powiedział już pewny siebie i pokiwał stanowczo głową.
-Fajnie. Teraz już możesz iść. -ręką wskazałam na drzwi.
-Co? Nieee...nie przeszkadzaj sobie!
-Wy-pad.
-Ale...-nie dokończył bo wypchałam go za drzwi. Swoją drogą, ciężki jest.
Po 20 minutach [ubrana w to] zeszłam do chłopaków. Na stole czekały...NALEŚNIKI! Mniam! Szybko popędziłam do stołu i się na nie rzuciłam.
-Kto robił śniadanie?-krzyknęłam.
-A co?-odkrzyknął chyba Lou z salonu gdzie musiała przebywać reszta.
-Bo dobre!
-Ja!-oj ten głos znam już świetnie. Znam i wiem że należy do "mojego chłopaka". Jezu jak to okropnie brzmi!
-...FUJ! OKROPNE!-zaczęłam krzyczeć i wstałam od stołu. A oni? Po prostu zaczęli się śmiać.-Z czego rżycie?-zapytałam oburzona i weszłam do salonu gdzie siedzieli rozwalenie na kanapie.
-Tak wiem skarbie. Twój chłopak jest świetnym kucharzem.-wstał z kanapy lokers i podszedł do mnie poruszając zabawnie brwiami.
-Po pierwsze: Nie nazywaj mnie skarbie. Po drugie: Nie chłopak.
-Wiesz zaraz mamy iść na spacer, taki romantyczny więc mogę nazywać cię swoją dziewczyną.-wyszeptał mi w usta i objął ręką, którą od razu zrzuciłam.
-Co ty do mnie mówisz?
-Nooo, trzeba w końcu pokazać was mediom.-wtrącił Zayn i pocałował w policzek jakąś ładną blondynkę, którą dopiero teraz zauważyłam. Ninja.
-Jestem Perrie!-krzyknęła dziewczyna radośnie i energicznie mi pomachała.
-Hej.-posłałam jej uśmiech.-A wracając do Ciebie-zwróciłam się do Harr'ego- kiedy możemy iść?
-Czekaj, czekaj. Trzeba cię przebrać!-powiedziała Perrie i podeszła do mnie.
-Czemu?
-Bo jako dziewczyna jednego z One Direction musisz wyglądać bardziej...dziewczęco?
-Dziewczęco?-powtórzyłam po niej i zrobiłam jakąś głupkowatą minę. Chyba głupkowatą, bo dziewczyna wybuchła wdzięcznym śmiechem.
-Oczywiście. Chodź, coś ci znajdziemy.
Blondynka pociągnęła mnie za rękę i pokierowała nami w stronę jakiegoś pokoju.
-W pokoju Zayn'a mam połowę swojej szafy więc coś ci pożyczę.-zaśmiała się cicho i popchała wielkie drzwi. Muszę przyznać że Zayn ma niezły gust. Pokój w stylu retro zawsze spoko. Dziewczyna podeszła do szafy i zaczęła w niej intensywnie czegoś szukać. Przez cały czas jej się przyglądałam i czasem lekko śmiałam kiedy blondynka cicho klnęła pod nosem z niewiadomych mi powodów. Po jakiś 10 minutach oczekiwania, rzuciła we mnie stertą ubrań. Zerknęłam na nie i od razu się skrzywiłam widząc skrawek sukienki.
-Oj nie krzyw się tak i przebieraj. Tam obok jest łazienka.- ręką wskazała na dębowe drzwi.- myślę że będą pasować, bo chyba jesteśmy podobnych rozmiarów.-na zakończenie popchała mnie w kierunku łazienki.
Kiedy byłam już w pomieszczeniu przebrałam się w rzeczy które dała mi dziewczyna mulata i wyszła z toalety.
Kiedy dziewczyna mnie zobaczyła, otworzyła szerzej oczy. Aż tak źle wyglądam?
-No no no, dziewczyno! Ale z ciebie laska!-klasnęła w dłonie.
-Chyba śnisz.-prychnęłam.-chodźmy, bo chcę mieć to już za sobą.
Czy może być coś bardziej irytującego niż dźwięk wielki obcasów na schodach? A świadomość że to my jesteśmy tego źródłem, jeszcze bardziej dobija. W końcu udało mi się dotrzeć do salonu gdzie siedziała cała piątka i grała w fife.
-Ej no! Gracie w fife beze mnie?-jęknęłam i podreptałam do kanapy.
Niall wcisnął pauzę i jak na komendę odwrócili się w moją stronę. Nagle dolna warga u chłopaków powędrowała na dół a oczy niebezpiecznie się rozszerzyły.
-Co?-spytałam.
-Ty...wyglądasz świetnie!-krzyknął Lou i wstał z kanapy. Zaczął obchodzić mnie w koło i oglądać każdy centymetr mojego ciała. Szczerze, wyglądał jak jakiś pies. Hahahah wyobraźcie to sobie! Kundel Tomlinson. -Spadaj kundlu.-rzuciłam w jego kierunku.
-Kundlu?-stanął jak w ryty.
-Emmm, to znaczy Lou.-uśmiechnęłam się i zrobiłam krok w tył- idziemy?- zwróciłam się do tego kretyna.
-Ja..jasne.-zająkał się i odruchowo poprawił włosy.-w końcu wyglądasz na moim poziomie.-uśmiechnął się złośliwie.
-Co?-udałam zdziwienie.-Ale przecież ja nie wyglądam jak jakiś frajer! Nieeee, z pewnością nie wyglądam na twoim poziomie.
-Nie przeginaj.-warknął i pociągnął w kierunku drzwi a ja uśmiechnęłam się w duchu. Znów wygrałam.


***
Eeee, cześć! Tak trochę nie wiem jak się przywitać bo mi nie zręcznie po takiej przerwie...
Mam nadzieje że mi wybaczycie. Powód? Opowiem na moim drugim blogu. Nie, nie zawiesiłam go. Rozdział dodam jutro, razem z wyjaśnieniami :) W skrócie powiem tylko, że każda directioner musi się zmagać z wieloma hejtami ale niestety nie każda sobie z tym radzi :[
Nawet nie miałam wam jak podziękować za te 1500 wejść, więc pozwólcie że zrobię to teraz. Dziękuje!
Teraz już powracam i będę znów dodawać w miarę regularnie rozdziały na blogach :) Pozdrawiam xxx

środa, 10 października 2012

Rozdział czwarty czyli "Sądzę, że Paul uważa inaczej..."

-No no no!-ktoś zaczął klaskać w dłonie a ktoś inny gwizdał.
Nie wiem kto, szczerze jakoś mnie to nie odchodziło. Teraz liczył się tylko ten pocałunek. I te usta. Usta które taaaaak wspaniale całują.
-Dobra, możecie już przestać! Wierzymy już...-wszedł między nas nie kto inny jak Paul i nas rozdzielił.
God why?
-Gadałem z twoimi rodzicami i nie mają nic przeciwko żebyś się wprowadziła do tych ciołków.
-Moi rodzice nie mieli by nic przeciwko nawet jak by mnie porwano...-mruknęłam cicho ale i tak mnie usłyszeli. Niestety.
-Jak to?-zapytał Niall i objął mnie ramieniem.
-Normalnie.
Wyszłam w końcu z tego cholernego balkonu i ległam na kanapę. Za mną oczywiście poczłapała reszta.
-Jasne, czuj się jak u siebie!-krzyknął sarkastycznie Hazza na co uśmiechnęłam się złośliwie. Czyli żegnamy czułego pana Styles'a.
-Twoja mama już cię spakowała więc nie musisz już wracać do domu.-powiedział menadżer i usiadł obok mnie. Ręką wskazał na dwie walizki w koncie.
-Co? To ona w ogóle w domu była?-zdziwiłam się.
-Noo tak.
-Aha. Czyli ja się wyprowadzam a oni imprezę z tego wydarzenia pewnie robią.-powiedziałam wkurzona i podeszłam do walizek.-Gdzie mam pokój?
-Piętro wyżej. Trzecie drzwi na lewo.-wybełkotał z pełną gębą blondyn.
Nadal wściekła chwyciłam bagaż i poczłapałam na górę po schodach. To znaczy takie miałam zamiary ale jak po paru schodkach o mało się nie wywaliłam, to krzyknęłam na cały regulator.
-STYLES, CIOLE! MOŻE BYŚ MI POMÓGŁ?!
-Czemu ja?
-Bo jesteś moim chłopakiem!
-Wcale nie!-odkrzyknął oburzony a ja się cicho zaśmiałam.
-Sądzę że Paul uważa inaczej...
-Paul!-jęknął wkurzony a ja ponownie się zaśmiałam.
-Harry!-odpowiedział mu mężczyzna tym samym a ja już turlałam się po tych schodach ze śmiechu.
Po chwili słychać było głośne tupanie a przed moimi oczami ukazała się postać Hazzy.
-Z czego się chichrasz?!-syknął w moim kierunku a ja momentalnie spoważniałam.
-Z Ciebie.
-Spadaj.
-Jestem twoją dziewczyną, nie mogę spadać.-uśmiechnęłam się szyderczo.
Oj, chyba znalazłam sobie nowe hobby. A mianowicie wkurzanie Loczka. Niech się przygotuje że ten tydzień będzie najgorszym tygodniem w jego życiu. Nie chciał po dobroci, jest wredny to ja pokarze że też potrafię pokazać pazurki.
Kiedy w końcu znalazłam się w moim nowym pokoju a pan Styles już zrobił swoje jak że efektowne wyjście [czyt. nie obyło się bez trzaskania drzwiami], rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę.
Dobra, to od początku. Nigdy moich rodziców nie było w domu. Nigdy. Mama mnie urodziła i wynajęła niańkę żeby się mną opiekowała. Oni albo mieszkali w hotelu albo jak jakieś cholerne ninja się po domu przemieszczali żeby tylko mnie nie spotkać. Ale co ja im zrobiłam? To nie moja wina że się urodziłam. Ja się na świat nie prosiłam a oni tak po prostu mnie unikają. Owszem jak już coś trzeba zarządzić albo sprawa jest aż tak ważna że trzeba zrobić najgorsze co może być czyli ze mną porozmawiać, to przychodzą i mówią jedno zdanie typu "Wyprowadzamy się, resztę masz napisane na kartce" i koniec. No ale cóż, nie to nie, ja sama sobie poradzić umiem.
Teraz ta gra. Tydzień wkurzania Hazzy. Tydzień z tymi debilami. Tydzień mdłości, bo pocałunki z Loczkiem. Dobra, to ostatnie nie było takie złe, ale nie dam mu tej satysfakcji. No ale tydzień. A potem co mam robić? Mam wrócić do tego domu? Ok, tym to się będę przejmować za tydzień.
Lekko podniosłam się na jednym łokciu i rozejrzałam się po pokoju. Teraz dopiero zauważyłam jego wystrój. ... Wow ... Ściany były czerwone a sufit kremowy. Na wyłożonej panelami podłodze był puchaty dywan. Z 50 calowa plazma na przeciwko łóżka, które jest wodne. Ahaaa, to dlatego tak tu miękko...Dobra, dalej. W rogu pokoju stałą wieeelka kanapa a na ścianach wisiały obrazy z pięknymi pejzażami. To oczywiście tak w skrócie bo dużo więcej tu tego.
Niepewnie podniosłam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Pokierowałam się w kierunku salonu skąd dochodziły strasznie głośne krzyki. Kiedy byłam już na dole,oparłam się o framugę drzwi i zaczęłam się przyglądać tym debilom. Jak bym widziała piątkę dzieciaków. Śmiali się, rzucali w siebie czym popadnie i jeszcze raz śmiali. Nagle Zayn spadł z kanapy i zaczął się chichrać jak parąbany. Ooookkeeeej... Przewrócił się na drugi bok i mnie zauważył. Od razu przestał się śmiać i wstał. Poprawił bejsbolówkę i zaczął iść w moim kierunku. W końcu stanął parę centymetrów przede mną, chwycił moją dłoń i spojrzał w oczy.
-Czemu taka piękna dziewczyna jest z takim kretynem?-szepnął uwodzicielskim głosem a wszyscy wybuchli śmiechem. Wszyscy oprócz Hazzy, mnie i przepełnionego poważnością Malika.
-Malik, coś ty ćpał?-zapytałam się go a ten już nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
-Nie wiem.-wybełkotał i usiadł na kanapie.
-Grasz z nami?-krzyknął Niall.
-A w co?
-Fifa!-krzyknęli znów równocześnie a ja znów parsknęłam śmiechem. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję.
-Z drogi!-krzyknęłam i wgramoliłam się pomiędzy nich.





piątek, 28 września 2012

Rozdział trzeci czyli "Ja też Cię kocham."

-Nie!-wydobyło się z mojego gardła i odskoczyłam na drugi koniec pokoju. Ten idiota-loczek nadal stał w tym samym miejscu w osłupieniu.
-To wy się znacie?-zapytał Liam.
-Można tak powiedzieć.-wysyczał zielonooki i zacisnął dłonie w pięść.
-O! To jeszcze lepiej będziecie udawać.-powiedział radosny Paul i klasnął w ręce.
-Co? Udawać? Ja nawet nie zamierzam oddychać tym samym powietrzem co on a co dopiero udawać!-krzyknęłam oburzona i już chciałam iść do wyjścia ale powstrzymał mnie mężczyzna.
-Czemu?-spytał Niall.
-Powiedzmy, że pierwsze spotkanie nie należało do najlepszych.-powiedział dziwnie opanowany Harry i posłał mi wrogie spojrzenie czym mu się odwdzięczyłam.
-O nie, nie nie.-zaprzeczył szybko menager i pokręcił głową-Decyzja już zapadła moi drodzy. Udajecie tą parę czy Wam się to podoba czy nie!-dodał stanowczo głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-Ale Paul...-jęknął.
-Nie Hazza. Wychodzę na godzinę. Jak wrócę mam tu ujrzeć obraz kochającej się pary.-i wyszedł.
-Ja nie zamierzam z NIM nic udawać a tym bardziej parę.-powiedziałam i znów chciałam iść do wyjścia ale powstrzymał mnie Zayn. Znowu.
-Nie słyszałaś Paul'a?
-Nie.-powiedziałam z przekąsem i ruszyłam w stronę drzwi ale dalsze ruchy uniemożliwił mi mulat obejmując mnie w pasie i w taki oto sposób niosąc mnie w kierunku loczka.
-Ale ja słyszałem i wyraźnie powiedział, że macie udawać parę.-odgryzł się i posłał mi chytry uśmieszek, gdy już byłam na ziemi.
-Nie zamierzam.-warknął Harry i wyszedł na balkon wkurzony.
-Widzisz?-spytałam Malik'a oskarżającym tonem i wskazałam ręką na postać bruneta na balkonie.
-Oj tam, oj tam. Idź do niego.-wzruszył ramionami a reszta mu przytaknęła.
-Chyba śnisz.-prychnęłam i założyłam rękę na rękę.
-To zrobimy inaczej.-powiedział i przerzucił mnie sobie przez ramię zanim zdążyłam zareagować. Po chwili znów mogłam stąpać po ziemi.
Ale chwila, chwila. To nie jest pokój. Rozejrzałam się dookoła po drodze napotykając szyderczy uśmiech Malik'a. Za mną stał loczek widocznie też nie ogarniający sytuacji.
-Sprawa jest prosta. Wy tu się godzicie czy co tam chcecie a my was wypuścimy jak już będzie między wami ok.-powiedział Zayn i wycofał się z balkonu. Zaraz tylko było słychać dźwięk zamka od drzwi i jego złowieszczy śmiech.
-MALIK! JA CIĘ KURWA ZBIJE!!!-wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam i zaczęłam jeszcze raz rozglądać się dookoła. Sama nie wiem po co...
-Ja też Cię kocham.-odpowiedział słodkim głosikiem i wysłał mi całusa w powietrzu na co wysłałam mu groźne spojrzenie.
Usiadłam wkurzona na zimnych płytkach i zaczęłam oglądać widok prze de mną. Loczek stał za mną i przeszywał mnie wzrokiem. Czułam to. Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi więc skupiłam swój wzrok na krajobraz. Był przepiękny.
Po całej przestrzeni na wprost mnie rozciągała się wielka zielona łąka. Gdzie nie gdzie rosło pojedyńcze drzewo a w oddali płynął wąski strumyk. Kolorowe kwiaty rosły na całej długości i szerokości wolnego pola  a w tle można było usłyszeć radosną melodię śpiewaną przez ptaki. Zapach też był cudowny. Woń kwiatów pomieszana z...perfumami? Ale nie byle jakimi. Nie wiem dokładnie jaki to zapach w każdym bądź razie fantastyczny. I chyba należy do Harr'ego. Noonono jaki jest taki jest ale perfumy ma fajne.
-Możemy chociaż udawać, że się pogodziliśmy to przynajmniej wcześniej nas wypuszczą.-powiedziałam cicho przerywając ciszę, która była miedzy nami od dłuższego czasu.
-Pff, to sobie udawaj. Ja nie będę nic z tobą robił.-prychnął.
-Taaa? To jak zamierzasz z tond wyjść?- wstałam i stanęłam do niego twarzą w twarz.
O odpowiedzi tylko się skrzywił.
-Słuchaj, wcale mnie nie bawi udawanie dziewczyny jakieś rozpuszczonej gwiazdki ale co mam robić. Gdybym wiedziała, że to ty to nigdy bym się nie zgodziła. Więc mógł byś łaskawie współpracować.-zakończyłam swój monolog lekko zirytowana.
-Po pierwsze wcale nie jestem rozpuszczoną gwiazdką a po drugie trzeba było mnie nie potrącać.-warknął i zmierzył mnie wzrokiem z pogardą.
-Nie, wcale. Zawsze byłeś wrednym kretynem, który nie widzi nic oprócz czubka swojego nosa.- prychnęłam.-I to nie ja na ciebie wpadłam tylko ty na mnie.
Chwilę wpatrywał się we mnie zły a potem mocno chwycił mnie za rękę i zapukał w szybę. Posłałam mu pytające spojrzenie.
-Rób co Ci garze.-syknął.
-Po moim trupie.
Chwycił mnie za biodra i obrócił w swoją stronę, tak że znów staliśmy twarzą w twarz. Teraz tylko o mało nie stykaliśmy się nosami.
-Chcesz wyjść?-zapytał głosem przepełnionym jadem i spojrzał mi w oczy.
Oczy. Te jego zielone oczy. Wyrażały zupełnie co innego niż on okazywał. Ta piękna zieleń jak by chciała krzyczeć "Przepraszam". Zatonęłam w jego przeszywającym spojrzeniu, co chyba zauważył, bo uśmiechnął się złośliwie a jego wyraz twarzy mówił "Mogę mieć nawet Ciebie."
Szybko się ogarnęłam nie chcąc dawać mu tej cholernej satysfakcji i w tym samym momencie drzwi od balkonu się otworzyły a we framudze stanęła reszta One Direction z zaciekawionymi wyrazami twarzy.
-I co?-zapytali chórem na co cicho prychnęłam.
Oni tak zawsze?
-I nic. Tylko spójrzcie jaką idealną parę tworzymy.- powiedział dumnie Harry i pociągnął mnie za dłoń tak, że stykaliśmy się czubkami nosów o mnie przeszło przyjemne mrowienie po twarzy.
Niepewnie spojrzałam znów w jego oczy. I znów coś innego. Teraz w tym pięknych zielonych ślepkach była jak by czułość. Sam jego wyraz twarzy był do tego podobny.
Niepewnie zbliżył swoje usta do moich i lekko je musnął. W odpowiedzi wpiłam się zachłannie w jego wargi. Już po chwili trwaliśmy w czułym pocałunku a ja czułam się jak by jakaś niewidoczna siła unosiła mnie trzy metry nad ziemią ze szczęścia.


***
Kocham was! No po prostu kocham! Czytam wasze komentarze i latam ze szczęścia. Miśki wy moje, robimy miśka! Przez kompa :D
Dziękuje za wszystkie miłe słowa i w ogóle za to, że w tak krótkim czasie tyle osób się przekonało do tego bloga :3
xxx

niedziela, 23 września 2012

Rozdział drugi czyli "Aha..."

Dzwonić? Czy lepiej nie? No ale się już wkopałam i nie ma odwrotu...Chociaż nie. Odwrót zawsze jest. Tylko czy ja tego chcę? To zawsze jakaś nowa przygoda w życiu. ... Dzwonić!
Wzięłam w końcu ten zasrany telefon do ręki i wystukałam ten zasrany ciąg cyfr. Wcisnęłam tą zasraną zieloną słuchawkę i czekałam aż ten zasrany Paul odbierze, żeby poznać mnie z tym zasranym boysbandem. Ych! W co ja się wkopałam?
Pierwszy sygnał, drugi...
Oby się rozmyślił, oby się rozmyślił!
-Halo?
Niech to!
-Em, Dzień dobry.-no i co mam mówić? Nie dobrze, panikuję.
-Kto dzwoni?
-To ja Angela.
-Kto?-sam mi dajesz swój numer a teraz mnie nie kojarzysz? Serio Paul? Serio?
-Jesteś Paul czy kosmitą, który Ci wziął telefon?-zapytałam z sarkazmem.
-Z tego co mówisz, to kosmitą choć mówią do mnie Niall.-odparł radosny i chyba trochę rozbawiony tą sytuacją.
-Aha...-Serio? Tylko aha mi się udało wypowiedzieć?
Trwaliśmy tak w ciszy chyba przez parę minut, bo albo on jest taki tępy i nie zaczaił mojego przekazu albo...dobra, jest tylko jedna wersja.
-KURWA, TO POŁĄCZENIE IDZIE NA MÓJ KOSZT WIĘC DAJ MI PAUL'A!!!-no i nie wytrzymałam...
I znów cisza. Liczę to 3 i jeśli się nie odezwie- rozłączam się.
1...2...
-To może dam Ci Paul'a?- zapytał wesolutki na co zrobiłam jednego wielkiego facepalm'a i stuknęłam się z otwartej dłoni w czoło.
-Bardzo chętnie.-wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
I znów chwila ciszy. No może nie do końca, bo mogłam usłyszeć jakieś stłumione krzyki typu "Z kim romansujesz?".
-Angela? Przepraszam za Niall'a. Dobry chłopak ale trochę nie ogarnięty.- zaczął się tłumaczyć mężczyzna, który w końcu dostał w swoje posiadanie swój telefon.
-Mam nadzieję, że to nie z nim będą musiała udawać tą parę, bo wątpię żeby moja psychika to wytrzymała.
-Nie, spokojnie. To spotkajmy się za 15 minut w Starbucks'ie. Tam powiem Ci szczegóły i poznasz chłopaków. Myślę, że ich polubisz.
-Spoko.-rzuciłam jeszcze beznamiętnie i się rozłączyłam.
Czyli mam 15 minut. To znaczy, jeśli teraz wyjdę, to będę w sam raz. Dzięki Paul.

Tak jak mówiłam. Po 15 minutach byłam już na miejscu. Zajęłam jakiś pierwszy lepszy stolik i czekałam, bo faceta jeszcze nie było.
No ale na jego szczęście po nie całych dwóch minutach był już przy moim stoliku i sączył kawę.
-To sprawa jest prosta. Jesteś przez tydzień dziewczyną sławnego piosenkarza. Udajecie w miejscach publiczny, po za tym terenem mnie już to nie obchodzi co robicie, ważne żeby dzieci z tego nie było.-Na te słowa zmroziłam go wzrokiem. Oj Paul, Paul. Już pierwszego dnia mi podpadłeś.- Chłopcy nazywają się Lou,Zayn,Niall,Liam i Harry. Jesteś dziewczyną Harr'ego Styles'a. Wszelkie pytania jak się poznaliście, niech Hazza odpowiada. Aha, i udawanie, to nie tylko trzymanie się za rączkę a też pocałunki i inne. Najlepiej jak na ten okres się wprowadzisz do chłopaków. Będzie, to jeszcze wiarygodniej wyglądało. Jak by co to oni o wszystkim wiedzą. To tyle. Jakieś pytania?
Podniosłam rękę do góry jak w szkole.
-Tak?
-Nie bolą Cię usta jak tak szybko mówisz?-spytałam udając zaciekawienie.
-Czyli nie ma pytań. Więc
-Zdania nie zaczyna się od więc! Ha!- mu weszłam w słowo. To może trochę nie miłe ale nikt tu nie powiedział, że mam być miła.
-Oj, coś czuję, że to będzie trudna spół praca...-mruknął pod nosem i wyprowadził pod rękę z kawiarni.
Szliśmy nie znaną mi drugą. Nigdy nie byłam w tej okolicy Londynu.
Ciekawe czy on chociaż przystojny?- To pytanie ciągle mi chodziło po głowię. Zaraz się przekonamy!
Po może jakiś 10 minutach marszu w końcu stanęliśmy przed ogromnym budynkiem . Pff, budynkiem? Bitch please! To willa! No ale czego mogłam się spodziewać po sławnym zespole.
Weszliśmy do domu. Cisza. Spojrzałam pytająco na menagera, ale ten tylko wzruszył ramionami. Spoookooo! Idziemy dalej. Salon. No i wszystko jasne. Pięć głów, rządkiem koło siebie siedzących, oglądało nic innego jak Teletubisie. Okeeeeeeej?
-Czy ty na pewno nie pomyliłeś adresów?-szepnęłam cicho w stronę mężczyzny, który tak jak ja stał jak słup soli.
-Eeee, nie?-szepnął.-Chłopaki!-tym razem krzyknął.
4 osoby jak na baczność poderwały się z kanapy i obleciały mnie dookoła i po chwili zamknęli mnie w ścisłym uścisku.
-Witaj w rodzinie!-krzyknęli równocześnie na co posłałam im krzywy uśmiech.
-Jestem Liam, ten piękniś co już się do Ciebie przystawia a dobrze wie że jesteś "dziewczyną" Hazzy, to Zayn. Ten paskowaty głupek z marchewką w ręku to Lou. A ten głodny tępak z którym gadałaś to Niall. A tam na kanapie siedzi Harry.- przedstawił wszystkich chyba najbardziej ogarnięty z nich wszystkich chłopak. Liam? Dobrze mówię? Jak nie to będę improwizować...
-A temu co?-spytał Paul i ręką pokazał na chłopaka na kanapie.
-Chcę mieć niespodziankę.- powiedział Lou i zaraz dodał.-Spoko Hazza! Laska jak ich mało!-za tą uwagę dostał w ramie.
-Auuuł!-pisnął i zaczął masować obolałe miejsce. No cóż. Możliwe, że włożyłam w to trochę za dużo siły...
-Dobra Hazza! Odwracaj się!-zarządził Liam a lokowaty chłopak wstał.
Miałam wrażenie, że gdzieś go już spotkałam. No i z wielki wyszczerzem na twarzy obrócił się w moją stronę ale zaraz po zobaczeniu mnie, uśmiech mu znikł i zamarł.
Zresztą jak ja.


***
To jest już rozdział numer 2! Jaracie się tym tak samo jak ja? :D
Jak wam się podoba LWWY? Wiem, że prawie na wszystkich blogach się pytają ale ja nie pytałam =3
Jak myślicie? Jaka będzie ich reakcja?
Dodawać mi się tu do obserwatorów i komentować lenie!!! :D


piątek, 21 września 2012

Rozdział pierwszy czyli "Zadufany w sobie dupek -.- "

Wstałam. Poszłam do łazienki. Ogarnęłam się i ubrałam to. Zjadłam śniadanie. Wyszłam z domu.- W skrócie, codzienność.
Tak wygląda każdy mój poranek od 2 miesięcy. Czemu od 2 miesięcy? Bo od 2 miesięcy jestem tu. Londyn. Miasto pełne zapatrzonych w siebie kretynów nie przejmujących się żadną obcą osobą niż oni sami. Na dodatek ta pogoda. Koszmar! Przez te dwa miesiące słońce wyszło może przez 5 dni? I jak by nie patrzeć jest już koniec kwietnia.
Idę, idę i jeszcze raz idę. Gdzie? Nie wiem. Nie mam żadnego celu ani nic.
Wszystko zostało tam. W Polsce. Przyjaciele, rodzina, marzenia...
Tutaj mam tylko matkę i ojca. Ba i to nawet nie. Od wczesnego rana do późnej nocy pracują. Pewnie jak bym zniknęła, to by się nie skapnęli...
Idę, idę, idę, id..AŁŁ!!! Jednak nie idę -.-
Leżę na ziemi i próbuję rozmasować obolałą kostkę. Jakiś dupek mnie potrącił.
-Jak łazisz debilko?!- drze się na mnie ten DUPEK ochrypniętym głosem.
-Jak ja łażę?! To ty jesteś ślepy debilu!-wydarłam się na niego i podniosłam z chodnika.
No świetnie! Ubrudziłam sobie spodnie! -.-
-Czy ty wiesz kim ja jestem?!
Podniosłam głowę i przyjrzałam się temu idiocie. Wysoki, dobrze zbudowany brunet z burzą kręconych włosów na głowie i pięknych,zie..STOP! Jakich pięknych?! Zielonych oczach. Szczerze, to całkiem nie zły...STOP! Co ja gadam?!
-Idiotą z pudlem na tym pustym łbie?-spytałam ironicznie i głupkowato się uśmiechnęłam zakładając rękę na rękę.
Uhuhuhuh! Chyba go wkurzyłam, bo się zrobił cały czerwony na twarzy i zacisnął dłonie w pięści.
-Ych! Spadaj!-warknął i szybkim krokiem odszedł potrącając mnie przy tym ramieniem.
-Zadufany w sobie dupek.- mruknęłam i usiadłam na pierwszej lepszej ławce.
"Czy ty wiesz kim ja jestem?!" No właśnie. Kim? Jak bym go gdzieś już widziała... Nie! Nie warto zajmować sobie głowy takimi kretynami!!!
-Przepraszam?
Podniosłam głowę i moim oczom ukazał się jakiś mężczyzna po 40, który się na de mną pochyla i widocznie czegoś chce.
-Tak?- spytałam i wyczekująco spojrzałam na faceta.
-Obserwuję Cię od pewnego czasu i myślę, że byś się nadała.-powiedział chyba dumny ze swojego odkrycia.
-Nadała? Na co? Czy ja wyglądam jak szczur doświadczalny?- mam nadzieję, że wyczuł ironię w moim głosie i sobie pójdzie.
-Spokojnie. Jestem Paul.
-Mama zakazała mi rozmawiać z nieznajomymi.-powiedziałam najsłodszym głosem na jaki było mnie stać i prze ale to prze słodziutko się uśmiechnęłam.
-Ych, dobra to może inaczej. Jestem menagerem dość sławnego boysband. Tak się składa, że jeden z członków zespołu potrzebuję dziewczyny. Czysta komercja. I tak się składa, że byłabyś idealna. Jesteś piękna i w ogóle...-oj przestań. Rumienie się...
-Nie dzięki!-krzyknęłam i wstałam z ławki, żeby za chwilę dumnym krokiem iść przed siebie.
-Ale czemu?
Gwałtownie stanęłam i obróciłam się na pięcie.
-Bo nie bawi mnie udawanie jakieś laseczki jakieś gwiazdki.-odparłam spokojnie.
-To nie jest jakaś gwiazdka! Cała piątka, to są normalni chłopcy! Po za tym nie za darmo...
Podniosłam jedną brew do góry.
-Ile?
-5 tysięcy funtów. I masz udawać jego dziewczynę przez tydzień.
Tydzień. Chyba wytrzymam? I może wcale nie będzie taki zły?
-No nie wiem...-Tak? Nie?
-Proszę...-szepnął błagalnie.
-Dobra. Tylko jedno pytanie. Czemu ja?-spytałam.
-To proste. Jak już mówiłem, jesteś piękna. I na dodatek z charakterem. Przynajmniej nie dasz mu sie omamić.- wytłumaczył jak by to była najprostsza rzecz na świecie.-Aha, tu masz mój numer-dał mi małą karteczkę z ciągiem cyfr.- Zadzwoń wieczorem, a powiem Ci gdzie i kiedy.
Chwilę się patrzyłam na ten numer a jak chciałam jeszcze coś powiedzieć, to go już nie było.
-Świetnie. Menager- zjawa.-mruknęłam pod nosem i poszłam do domu.


***
I jest jedynka! Jak się podoba?